łagodna


reżyseria, scenografia, adaptacja tekstu, opracowanie muzyczne Barbara Wysocka
kostiumy Mirosław Kaczmarek
projekcje Lea Mattausch
reżyseria światła andergrand media
operatorzy filmu Artur Sienicki, Lea Mattausch
czas trwania: 120 min. bez przerwy
Ona ma lat 16, on 41. On jest właścicielem lombardu, ona jest nikim.
Przychodziła do niego zastawiać jakieś rzeczy, a potem z nim zamieszkała.
Raz jedli śniadanie w zupełnym milczeniu.
Raz wyszedł na chwilę, a kiedy wrócił, już jej nie było.
Czy taki związek jest możliwy? Czy to jest miłość? Czy ktoś ponosi
winę za to co się stało?
Moment, w którym stawiamy te pytania, jest już momentem spóźnionym.
TERAZ nie istnieje, zamiast niego jest przeszłość i rozsypana
rzeczywistość. Moment rozbicia rzeczywistości to moment rozbicia
lustra, to moment skoku, który następuje chwilę przed TERAZ i
pozostawia nam w dłoniach ostre, potłuczone kawałki szkła. Bierzemy je
garściami, zaciskamy pięści, napełniamy nimi kieszenie.
To nie jest spektakl o uczuciach. To zapis rozpadu rzeczywistości.
«Opowiadanie Dostojewskiego "Łagodna" bywało emancypacyjnym manifestem czy studium samotności we dwoje. Barbara Wysocka wyciągnęła z niego ostre rozliczenie z ludzką żądzą dominacji.
Film o miłości. O prawdziwej miłości. Jej komiczny grymas, gdy się maluje. Jej codzienne przypalanie grzanek. Jej zbyt mocne trzaskanie drzwiami samochodu. Tak wyglądałby na ekranie słynny monolog z "Łaknąć" Sarah Kane, gdyby zmarła tragicznie brutalistka, zamiast pisać, chwyciła za kamerę. "Chcę bawić się z tobą w chowanego i pożyczać ci moje ubrania / i mówić ci że podobają mi się twoje buty i siedzieć na schodach kiedy się kąpiesz/ i masować ci kark....".
Barbara Wysocka swoją inscenizację "Łagodnej" zaczyna od projekcji nagrania, jakie każda zakochana para mogłaby złożyć ze swoich najlepszych, magicznych chwil. Na te rozczulające obrazy nachodzi jednak płaski, nienaturalny głos Mężczyzny (Mirosław Guzowski). Z czegoś się tłumaczy, usprawiedliwia. O coś oskarża. Coraz agresywniej domaga się uwagi. Gdy nagranie się kończy, zza uniesionego ekranu wyłania się przygnębiający krajobraz. Spakowane, pokryte prześcieradłami meble, pudła z ubraniami, przygotowane do przeprowadzki. Stół, na którym leży Ona (Dominika Biernat). Tu wszystko się już skończyło. Dziewczyna nie żyje. Kilka godzin temu skoczyła z okna. Trumna zamówiona. Gapie się rozeszli. Chwil utrwalonych na filmie nigdy nie było. Mężczyzna został sam ze światem po apokalipsie. Ból, osamotnienie, rozpacz. Ale czy rzeczywiście?


Fiodor Dostojewski w swoim późnym opowiadaniu z 1876 roku dokonuje mistyfikacji. Pozornie zestawia czytelnika z monologiem męża opłakującego żonę, kochanka żegnającego kochankę. Gdy wsłuchać się w opowieść okaże się jednak, że jest to spowiedź kogoś, kto przyznał sobie prawo do władzy nad drugim człowiekiem. Czterdziestoletni lichwiarz, bohater "Łagodnej" przygarnął szesnastoletnią sierotę-bidulę z nadzieją na całkowite posłuszeństwo. Jej uległość miała zrekompensować mu krzywdy, jakich doznał od społeczeństwa. "Z jakiego błooooota ją wyciągnąłem". To słowo "błoto" pieszczone w ustach, powtarzane, rozciągane na wszystkie sposoby ma być uzasadnieniem i usprawiedliwieniem wszystkiego, co stało się dalej.
Mirosław Guzowski, relacjonując przebieg małżeństwa, z dumą opowiada o przemyślnym systemie, jakim zamierzał ujarzmić dziewczynę. Milczenie, chłód, tajemnice, absurdalne zakazy, niezrozumiałe napady czułości. Nieustanny stan wyjątkowy, w którym nagrody i kary pojawiają się w sposób równie nieprzewidywalny, irracjonalny. Ożywająca od czasu do czasu Dominika Biernat przysłuchuje się historii swojego małżeństwa z obojętnością. Zbyt dziecinna, irytująca jak nastolatki, wynajduje sobie na scenie jakieś pozbawione znaczenia zajęcia. Leni się, bawi, krząta, rozciąga na kanapach. Kilkuosobowy chór pomaga jej czasem znaleźć odpowiednie słowo, popędza w myśleniu. Guzowski gra tragedię, kryminał, thriller. Twarz zamiera, ramiona próbują łapać nieuchwytne obrazy przeszłości, ciało podąża za kolejnymi skokami napięcia. Ona nic. To już jej nie dotyczy.
Dostojewski podpisał "Łagodną": opowiadanie fantastyczne. Tytuł bywał tłumaczony jako "Potulna". W licznych ekranizacjach (m.in. Roberta Bressona czy Mariusza Trelińskiego) historia bywała przedstawiana jako portret toksycznego małżeństwa, manifest kobiety walczącej o duchową emancypację czy studium samotności we dwoje. Barbara Wysocka zaproponowała dość suchy, rozliczeniowy spektakl proces. Rozlicza ludzką potrzebę dominacji, manipulacji, władzy. Sama jednak też posługuje się dwuznaczną sztuczką. Najpierw liryczny, wzruszający film pokazujący, "jak mogłoby być gdyby...". Potem wyznanie socjopaty; okrutnego, choć obdarzonego czymś magnetycznym, pociągającym. Nie ma miejsca ani na pytania, ani na współczucie, ani na oceny. Wszystko jasne, wszystko wyłożone. Okazuje się, że krytyka manipulacji też może być manipulacją, a potępianie zapędów do zawłaszczania - równie obezwładniające.»
"Łagodna apokalipsa"
Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza nr 263 online
10-11-2010