zagłada domu usherów

Na scenie rozrzucone koszule, spodnie, buty. Za chwilę pozbiera je do walizki niejaki William, narrator tej historii. Uda się na wezwanie przyjaciela w podróż - do domu Usherów, gdzie dzieją się ponoć dziwne rzeczy. Przez wielki ekran przewinie się pejzaż widziany z okna pociągu, dookoła sceny pojedzie kolejka elektryczna. Dom Usherów to szafka, parę krzeseł, stolik, fotel. Przesuwane i przenoszone, wreszcie złożone w jedno rumowisko nagle skojarzą się z teatrem Jerzego Grzegorzewskiego. Wśród piątki aktorów śpiewaków jedna kobieta-dziewczyna, tajemnicza Madeline Usher. W połowie spektaklu umrze, ale wróci jako sen-mara. Wspaniale zaśpiewa ją Agata Zubel.

Kiedy Barbara Wysocka pierwszy raz wyszła na scenę jako aktorka, wcale nie tak dawno, od razu było wiadomo, że w tej szczuplutkiej dziewczynce o wielkich oczach kryją się dzikie pasje i niespożyta energia. Kiedy jako reżyserka zadebiutowała dwa lata temu szokująco współczesną interpretacją "Klątwy" Wyspiańskiego, poszedł hyr, że mamy nowy talent reżyserski. Ale chyba nikt jej nie podejrzewał o skłonności muzyczne. Dopiero po znakomitym pokazie w maju tego roku "Opery dokumentalnej o Okrągłym Stole" do muzyki Tadeusza Wieleckiego zdumieni widzowie dowiedzieli się, że Wysocka jest także skrzypaczką, i to po niezłej niemieckiej szkole we Freiburgu. Mało kogo już zdziwił więc fakt, że wyreżyserowała teraz w warszawskiej Operze Kameralnej brawurową "Zagładę domu Usherów'' według sławnego opowiadania Edgara Poe z muzyką Philipa Glassa. Na moje ucho Glass to coś jakby skrzyżowanie Erika Satie z Michaelem Nymanem, ale może ucho mnie zawodzi, nie upieram się. Dyrygujący kameralnym zespolikiem Wojciech Michniewski zrobił w każdym razie z tego małe cudo raz melancholijnie snujące się po scenie, raz podrywające synkopowym rytmem, niemal jazzowym. Jeśli komuś opera kojarzy się z patetycznym idiotyzmem, niech idzie na Wysocką z Glassem i Poe. Dosyć się zdziwi. ("Duch w operze" Tadeusz Nyczek Przekrój nr 49/08)
09-12-2009

Ściany się nie walą, trup nie ściele się gęsto, ale groza pozostaje.

Niezwykle cenny cykl Terytoria, przedstawiający twórczość operową (głównie kameralną) XX i XXI w., powrócił właśnie do Opery Narodowej udaną premierą "Zagłady domu Usherów" Philipa Glassa. Barbara Wysocka, młoda reżyserka debiutująca w operze (jest również aktorką Starego Teatru w Krakowie i z wykształcenia skrzypaczką), podeszła do dzieła, inspirując się przede wszystkim muzyką i wiejącym z niej nastrojem monotonnej beznadziei i osuwania się w przepaść, ale także powracając do oryginalnego opowiadania Edgara Allana Poe, w którym jest o wiele więcej rzeczy niedopowiedzianych niż w libretcie stworzonym przez Arthura Yorinksa. I to niedopowiedzenie, zignorowanie didaskaliów, okazało się posunięciem znakomitym. Jest to nie tyle upadek domu Usherów, co stopniowy rozpad, rozkład. Ściany się nie walą, trup nie ściele się gęsto, ale groza pozostaje.

Śpiewacy (Adam Szerszeń - William, Brian Stucki - Roderick, Agnieszka Piass - Madeline) są też świetni aktorsko (w drugiej obsadzie rolę Madeline wykonuje Agata Zubel). Dyrygentowi zaś, Wojciechowi Michniewskiemu, i zespołowi należą się wyrazy szacunku za wytrwałość - u Glassa w powtórzeniach motywów łatwo się pogubić.»

("Rozpad domu Usherów" Dorota Szwarcman Polityka nr 47/21 19-11-2009)