kinski - jezus chrystus zbawiciel

Twórcy opowiadają się po stronie tekstu, ale nie traktują go jako wyzwania czy społeczno-moralnego wyrzutu, który należy rzucić publiczności w twarz. Chrystus Kinskiego to wywrotowiec i rewolucjonista, utożsamiający się ze wszystkimi, którzy są wykluczeni i znajdują się na marginesie społeczeństwa. Zadara ilustruje slajdami ˗˗ głównie ze zdjęciami przedstawiającymi biedę i bezdomnych, starszych ludzi ˗˗ powtarzającą się wielokrotnie, stylizowaną na litanię, listę towarzyszy Jezusa (wykluczeni, prostytutki, menele, hipisi, itp.) i aktualizuje ją, dodając np. squatersów. Idąc za wywrotową interpretacją Kinskiego, proponuje radykalne uwspółcześnienie biografii Jezusa, odbiegające od wizji stworzonej i ugruntowanej przez Kościół, a wręcz sytuujące się w kontrze do tej instytucji. Skupia się na wykluczonych i opuszczonych, na realizacji podstawowego przykazania miłości, i w tym kontekście nie sprzeciwia się chrześcijańskiemu nauczaniu. Atak na instytucjonalizację wiary, jak bardzo obrazoburczy by nie był, już nikim nie wstrząsa.
Spektakl stylizuje się na równie rewolucyjny i awangardowy jak nauki i dzieło życia Jezusa. Wszystko, co zostaje użyte w przedstawieniu, ma charakter prowizoryczny i celowo niedopracowany estetycznie, jakby aktorka i muzycy dopiero co tam weszli i zaadaptowali przestrzeń sali dla swojego pokazu o niedookreślonej formie gatunkowej. Teatr miesza się z koncertem i manifestem politycznym. Ostry atak na zastany porządek i układ władzy w społeczeństwie przechodzi jednak bez większego echa. Ograniczamy się do aktualizowania listy wykluczonych, a radykalnie sformułowane postulaty, odgrywane z przesadą i dystansem, przytłoczone, nie mają realnej siły oddziaływania.

Głównym filarem podtrzymującym ten artystyczny i światopoglądowy eksperyment/ prowokację jest Barbara Wysocka. Aktorka, wystylizowana na androgyniczną buntowniczkę, raptownie przechodzi od idealistycznych wzlotów do zniecierpliwienia. Przez większość czasu pozostawia sobie jednak margines dystansu. Przemawia bardziej w imieniu Jezusa niż jako On sam. Jej monolog jest właściwie jednym wielkim oskarżeniem wymierzonym w kulturę Zachodu. Nie jest ono jednak wyrażone wprost, ale raczej przez rozczarowanie i zniecierpliwienie. Naprawdę ostrej krytyce poddawany jest Kościół, który jak słynni kupcy w świątyni, budzi już nie zdenerwowanie czy rozczarowanie, ale prawdziwą wściekłość Jezusa. Jezus/Wysocka patrzy na nas jak na niereformowalne, okrutne dzieci, które nie dorosły i nigdy nie dorosną do Jego wizji.
Oglądając Jezusa Chrystusa Zbawiciela, trudno oprzeć się wrażeniu, że nie chodzi tu o kaznodziejskie nawoływanie do wybrania lepszej drogi życia czy nawet uwrażliwienie widzów na krzywdę innych. Jezusa, który chciał osiągnąć jedynie, a może aż, powszechny szacunek i miłość wobec bliźniego, na śmierć wydają jego towarzysze. Wielokrotnie podkreślane jest, że nawet oni – wybrani – niezdolni są do pełnego zrozumienia jego nauki, podobnie jak wszyscy inni. Spektakl skłania raczej do smutnej refleksji, że zbawienie nie nastąpi, bo my, ludzie, boimy się go i do niego nie dorastamy, a nawet nie aspirujemy. Zamiast tego wysyłamy list gończy za człowiekiem, który mówi nam to wszystko prosto w oczy.

Aleksandra Spilkowska, Teatralia Kraków

Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 46/2013